Idziesz pod szkolę odebrać dzieci, kiedy grupka Amerykanów rozmawia o pandemii. Praca z domu, bycie w jednym miejscu, wciąż niewiadoma, kiedy i jak się to skończy. Na końcu pada „it is what it is” i energicznie potakujący Amerykanie rozchodzą się do obowiązków.
Podczas wizyty u znajomych rozmawialiśmy o tym, jak to biblioteki amerykańskie w szkołach na wsiach nie mają funduszy na zakup książek. Znajomy, były trener amerykańskiego footballu w szkole średniej, zbiera puszki aluminiowe, sprzedaje je i co kwartał przekazuje kilkaset dolarów dla biblioteki. Energicznie deklaruje „jutro ruszam szukać puszek”, na koniec dodaje „it is what it is”.
W mojej lokalnej kawiarni spotkałem na oko 70-letniego mężczyznę. Przyszedł i zasiadł na fotelu z książką. W ręku trzymał laskę, którą się podpierał. Zapytałem „proszę Pana, może zamówić coś Panu i przynieść tutaj do stolika”. Odpowiedział, „miałem operację, it is what it is”. Po czym dodał, „muszę się ruszać. Muszę czytać książki, abym wciąż funkcjonował”. Wstał i ze swoją energią ruszył po kawę.
It is what it is……